Читать книгу Karolcia онлайн | страница 20
– Nie, to znaczy tak – zaczęła plątać się nieznajoma. – Zgubiłam drobiazg, który właściwie nikomu i na nic nie jest potrzebny. Czy pani czasem go nie widziała? Taki nieduży niebieski koralik…
– Czy to ten? – spytała ciotka oblizując się i wzięła do ręki koralik, który Karolcia na chwilę położyła na swojej kołdrze.
– Tak! To ten! – wrzasnęła radośnie nieznajoma.
I Karolcia dopiero teraz spostrzegła, że jest ona niezmiernie podobna do tej sprzedającej z działu zabawek w domu towarowym. Tak, ależ tak, ma taki sam długi, spiczasty nos! Tak! Nie ulega najmniejszej wątpliwości! To jest Filomena!
I Karolcia błyskawicznie w ostatniej chwili zdołała wyrwać koralik z ręki ciotki Agaty.
– To mój koralik – zasyczała Filomena (bowiem już nie ulegało wątpliwości, że to ona była). I wyciągając szponiaste palce powiedziała groźnie: – Oddaj mi natychmiast!
Ale zanim zdołała go odebrać – Karolcia wypowiedziała w myśli życzenie, aby ciastka, goście i Filomena zniknęli jak najszybciej z jej pokoju, a ciotka Agata o wszystkim zapomniała. Zostało ono zresztą błyskawicznie spełnione. W pokoju paliła się niewielka lampka z abażurem – zwana przez Karolcię małym światłem, a w fotelu przy łóżku drzemała ciotka Agata, która zbudziła się po chwili, mrucząc:
– Ależ miałam śmieszny sen: śniły mi się ciastka z kremem. Było ich bardzo dużo. No, ale już śpij, Karolciu! Już pora.
AUTOBUS I INNE RZECZY
Kiedy nazajutrz Karolcia obudziła się, było już bardzo późno. Tatuś dawno poszedł do pracy, a mama szykowała się właśnie do wyjścia.
– No co, Karolciu? Nie boli cię głowa? – dopytywała się troskliwie. – Wczoraj wyglądałaś mi tak, jakby coś ci dolegało.
– Ale jestem naprawdę zupełnie zdrowa – zapewniała Karolcia. – A czy będę mogła zejść na podwórze?
– Tylko wtedy, kiedy przestanie padać. Widzisz przecież, że jest mokro na świecie.
Rzeczywiście, znów padał deszcz. Krople ściekały po szybach.
– No, to co ja będę dziś robiła przez cały dzień w domu? – westchnęła Karolcia.
– No trudno, zajmij się czymś, Karolciu – powiedziała mama – za tydzień wyjedziemy na wieś. Ale wiesz, że musimy jeszcze poczekać, aż dostanę urlop. Może poczytasz albo może kto przyjdzie do ciebie pobawić się? Ale ja już muszę się śpieszyć. Żeby tylko autobus nie był zbyt zatłoczony… Nie lubię w czasie deszczu moknąć na przystanku.